środa, 15 lipca 2009

Pewnej środy.




Lipcowy słoneczny dzień.Środek tygodnia. Porzucam życie mieszczucha. Wyruszam za miasto. Błoga cisza. Cisza do,której tak trudno się przyzwyczaić. Próbuję znaleźć jakieś zajęcie. Wysyłam kilka smsów. Pstrykam zdjęcia.Włączam muzykę.Zamiatam werandę.Dzwoni telefon.Znów włączam muzykę.Może,tak poczytać?Może Paul Coelho. Czytam.Przerzucam kilka stron. Natykam się na zdanie :NIE ROBIĄC NIC ROBIĘ NAJWAŻNIEJSZĄ RZECZ NA ŚWIECIE SŁUCHAM TEGO CO MAM SOBIE DO POWIEDZENIA. Zamykam książkę. Idę na pomost. Patrzę na promienie słońca odbijające się w tafli jeziora.Oddycham razem z naturą. Czuję jej wielkość. Czuję wdzięczność. Czuję pokorę. Magiczna chwila. Błogi stan. Stan wyciszenia i relaksu. Zadziwiające jak mało człowiekowi potrzeba do szczęścia...stary pomost,
zachód słońca nad jeziorem i świadomość, że proste rzeczy tak naprawdę są najważniejsze.